Księżyc z Peweksu. O luksusie w PRL Aleksandry Boćkowskiej to książka, która powstała w wyniku fascynacji epoką. Czuć to na każdej stronie. Autorka do tematu podeszła nieszablonowo i spojrzała na luksus oczami przedstawicieli różnych warstw społecznych. Okazało się, że luksus w PRL-u był czymś wstydliwym, z czym nie wypadało się obnosić, ale jednocześnie czymś tak niezwykłym, że jego wspomnienie do dziś budzi żywe reakcje. Co takiego jest w tej książce, że nie można się od niej oderwać?
Aleksandra Boćkowska wzięła pod lupę temat kontrowersyjny. W PRL-u, epoce niedostatku, smutku, szarości, zaczęła szukać luksusu. Wydawałoby się, że to będzie wesoła opowieść, która pozwoli spojrzeć na minioną epokę łaskawszym okiem. Jest odwrotnie. Opisane przez reporterkę historie uwypukliły tylko biedę, z którą musieli mierzyć się obywatele. Wyszła z tego książka, którą wspaniale się czyta, ale której puenta jest smutna. Trauma z chudych lat pozostała w nas do dzisiaj. Dobra luksusowe wywołują w nas mieszane skojarzenia. Nie wypada się z nimi obnosić, bo można narazić się na nieżyczliwe spojrzenia sąsiadów. O tych, którzy się dorobili, w dalszym ciągu myślimy, że są złodziejami, bo uczciwą pracą w tym kraju nie da się niczego osiągnąć.
Czasy były wspaniałe
Aleksandra Boćkowska do tematu podeszła nieszablonowo, co bardzo mi się spodobało. Książkę rozpoczęła od opowieści o powojennej Gdyni. Wspaniała historia miasta, które dla władzy nie było zbyt wygodne, bo mieszkali w nim „wrogowie klasowi”: lekarze, adwokaci, przedstawiciele wolnych zawodów. W dodatku było to miasto kojarzące się z polskością, o pięknej zabudowie, w którym unosił się zapach aromatycznej kawy, perfum, a na ulicach rozbrzmiewał język angielski. Opowieść o Gdyni jest punktem wyjścia do opisania życia marynarzy, na których w PRL-u wszyscy patrzyli z podziwem. Posiadanie książeczki żeglarskiej było furtką na świat, która otwierała nowe możliwości – dawała szansę dobrze zarobić. Marynarze przemycali z zagranicy to, co mogło w Polsce cieszyć się powodzeniem. A że w kraju brakowało wszystkiego, to w krótkim czasie zarabiali naprawdę duże pieniądze. Swetry, kurtki ortalionowe, rajstopy, majtki, alkohole, kosmetyki – przywiezione towary rozchodziły się w kilkanaście minut. Życie marynarzy jednak nie było usłane różami. Mieli lepiej, niż inni, przywozili pomarańcze, ubrania, mieszkali w domkach jednorodzinnych na osiedlu, które wyglądało jak willowa dzielnica w Kalifornii, a które było nazywane Zegarkowem (od przemytu zegarków). Ale ich praca była ciężka i niebezpieczna, w domach bywali rzadko, nie widzieli dzieci, kłócili się z żonami, mieli kochanki.
Marynarze to tylko jedna warstwa społeczna, o której opowiada Boćkowska. Opisuje również życie innych uprzywilejowanych zawodów, np. górników, którzy mieli dostęp do gieweksów – sklepów górniczych, w których mogli kupić lodówkę, pralkę, kafelki. Dobra luksusowe. Pisze o wywłaszczonych ziemianach, którzy próbowali urządzić się w nowej rzeczywistości. Jednym wychodziło to lepiej, innym gorzej. Wszyscy jednak starali się zachować rodowe tradycje, pamiętali o manierach, uczyli dzieci języków obcych.
Nastąpiło kulturowe obniżenie standardów
– Luksus w PRL to bardzo smutna opowieść, bo musi prowadzić do konstatacji, że nastąpiło nie tylko zubożenie, ale i kulturowe obniżenie standardów – mówi autorce scenograf Maciej Putowski. I właśnie o tym jest ta historia. Po wojnie z miast zniknęła większa część inteligencji i mieszczan. Pojawiły się w nich za to rzesze ludzi ze wsi, którzy zatrudniali się w fabrykach w poszukiwaniu łatwiejszego życia. Do domów dokwaterowywano na siłę lokatorów, rodziny dzieliły kuchnię i łazienkę z obcymi sobie ludźmi. Później zaczęły powstawać bloki z wielkiej płyty, a w nich maleńkie mieszkania komunalne, poukładane obok siebie jak pudełeczka od zapałek. Miasta zaczęły się przeobrażać, zmieniać swój charakter. Ciemne kuchnie, mikroskopijne łazienki, maleńkie pokoiki. Ale te mieszkania były postrzegane jako najwyższe dobro. Robotnicy, którzy je otrzymywali, czuli, że mają szczęście. Że są na swoim – a to był luksus.
To również opowieść o społeczeństwie tak nienasyconym, że poczucie ciągłego niedostatku było przekazywane z pokolenia na pokolenie. O niedoborach, które utrudniały codzienne funkcjonowanie, ale zbliżały do siebie ludzi. I uczyły ich kreatywności. Każdy kombinował, każdy chciał żyć trochę lepiej, mieć ciut więcej niż inni.
Najlepiej było za Gierka
Boćkowska w ciekawy sposób snuje narrację wokół rządów kolejnych pierwszych sekretarzy. Gomułka zaciskał pasa, sam mieszkał w bloku w dwupokojowym mieszkaniu i uważał, że jego pracownicy nie powinni mieć większych przywilejów. Oponował przeciwko budowaniu łazienek w mieszkaniach, nie podnosił ludziom pensji. Gdy zastąpił go Gierek, w kraju nastąpiła powszechna poprawa. Miał obycie, znajomość języka francuskiego wykorzystał do zaciągnięcia zagranicznych kredytów. Budował drogi, obiekty, bloki, pozwalał ludziom na dorabianie się. W czasie jego rządów pensje wzrosły niemal trzykrotnie. Ludzie kupowali pralki, roboty kuchenne, maluchy, rowery, wyjeżdżali na wakacje. Wystarczyło wyciągnąć rękę – i już. Luksus stał się powszechnie dostępny. Mimo że ludzie ciągle bili się o żółty ser. Patrząc na to, co się dzieje w czasie promocji w Lidlu, to raczej w tej kwestii niewiele się zmieniło.
Księżyc z Peweksu. O luksusie w PRL to wciągająca książka o życiu w poprzedniej epoce. Bardzo sprawna językowo opowieść o społeczeństwie równym wobec prawa, chyba że… byli wobec tego prawa równiejsi. Opowieść o rozwarstwieniu społecznym, którego skutki odczuwamy do dziś. O obywatelach pracujących od rana do nocy, żeby zarobić na życie. Na więcej nie wystarczało. Ale ze wszystkim można było sobie jakoś poradzić – wystarczyło mieć w sobie odpowiednią dozę determinacji i sprytu. A tego nam przecież nie brakuje.
Aleksandra Boćkowska, Księżyc z Peweksu. O luksusie w PRL
Wydawnictwo Czarne, 2017
Czytaj także:
- Marcin Wójcik, Celibat. Dni święte i nieświęte
- Anglicy. Przewodnik podglądacza: czy w Wielkiej Brytanii żyje się lepiej?
- Fotografie, które nie zmieniły świata Krzysztofa Millera: zamykam się w sobie i robię zdjęcia
- Moja kochana, dumna prowincja Kornela Filipowicza: najmądrzej jest po prostu być
- Jakoś to będzie: życzliwa książeczka o Polakach
- Życie po duńsku Helen Russel: ile bym dała sobie punktów w skali szczęścia?
- Międzymorze Ziemowita Szczerka. Z Zachodem nam źle, bez Zachodu jeszcze gorzej
- Tu mówi Polska Cezarego Łazarewicza. I niech się wygada
- Terremoto Jarosława Mikołajewskiego: trzęsienie ziemi zabija nie tylko losy, lecz także ich hipotezy
- Sarajewo. Rany są nadal zbyt głębokie. Wojna na Bałkanach to tylko kwestia czasu?
- Ludzie z placu Słońca: portret Hiszpanii pogrążonej w kryzysie
- Martwa dolina Franka Westermana. Książka tak zagadkowa, jak rzecz, której dotyczy
- 3 powody, dla których warto przeczytać książkę Władimir Putin. Wywiad, którego nie było
- Spod zamarzniętych powiek Adama Bieleckiego: góry obnażają. Zdzierają z ludzi maski
- Depesze Michaela Herra: mówiono na nas śmierciojady, wojnoluby, moczymordy
- Gdzie mieszkał i pracował Ryszard Kapuściński? Z wizytą w pracowni mistrza [WYWIAD z Alicją Kapuścińską]
- 7 książek o Syrii, które warto poznać