„Nocni myśliwi” Marka Łuszczyny świetną i niedocenioną książką

Fot. Łukasz Stańczyk

„Nocni myśliwi” Marka Łuszczyny to opowieść o tzw. „Great Escape”, wielkiej ucieczce oficerów RAF-u z obozu jenieckiego Stalag Luft 3. To świetna książka, bardzo niedoceniona w mediach, jedna z lepszych, jakie przeczytałam w tym roku.

Po „Nocnych myśliwych” Marka Łuszczyny sięgnęłam po kryzysie czytelniczym. I całe szczęście, że to właśnie ta pozycja zawołała mnie z biblioteczki! To plastyczna, świetnie napisana książka, która otworzyła przede mną karty historii, jakich nie znałam. Jej zaletą jest to, że wciąga od pierwszych stron i do samego końca nie wypuszcza ze swoich objęć czytelnika. Aż szkoda, że w mediach przeszła stosunkowo bez echa i nie została należycie doceniona. Bo Marek Łuszczyna po raz kolejny udowadnia, że pisać o historii to on potrafi jak mało kto.

Rzeczywistość lepsza niż film

W czasie II wojny światowej w Żaganiu stworzono obóz dla jeńców, który miał być obozem doskonałym. Zarówno jego lokalizacja, jak i układ, a także sieć zabezpieczeń zostały drobiazgowo przeanalizowane i zaplanowane, by odizolować jeńców od linii frontu, a także zminimalizować ryzyko potencjalnych ucieczek.

Do Stalagu Luft 3 przewożono oficerów RAF-u, którzy zostali zestrzeleni przez niemieckich pilotów. Byli to przedstawiciele różnych narodowości, którzy służyli w armii Zjednoczonego Królestwa, usiłując pokonać III Rzeszę i doprowadzić do zakończenia II wojny światowej. Wśród pilotów wielką odwagą i oddaniem dla sprawy wykazali się polscy piloci, którzy służyli w różnych dywizjonach. O ich zaangażowaniu w siłach powietrznych Anglii wiedziałam od dawna, ale o tym, że po wojnie Królestwo wystawiło Polsce rachunek za „utrzymanie” polskich pilotów już nie. Ale to nie jedyna rzecz, która mną wstrząsnęła po lekturze tej książki.

Jak uciekać, to z przytupem

Stalag Luft 3 różnił się innych obozów, nie tylko pod kątem funkcjonowania, ale też kadry. Obozem zarządzali ludzie, których można określić porządnymi urzędnikami III Rzeszy. Nie byli nazistami, nie wyznawali ślepo wiary w Hitlera i jego skrajny nacjonalizm. Swoich jeńców traktowali z szacunkiem, przestrzegali wszystkich konwencji genewskich, przekazywali im paczki, organizowali zajęcia, a nawet kursy językowe czy teatr! Więźniowie byli dobrze traktowani, ale tak jak w każdym więzieniu, nie pragnęli niczego innego oprócz wolności.

Mimo że obóz był obwarowany wieloma zabezpieczeniami, wciąż próbowano z niego uciekać. Pojedyncze próby były jednak niczym przy tym, co jest osią opowieści Marka Łuszczyny. W nocy z 24 na 25 marca 1944 roku, gdy wojna powoli zbliżała się do końca, z Żagania uciekło 76 lotników. Dokonali czegoś, co wydawało się niemożliwe i zrobili to na taką skalę, że do dziś historia ta budzi niedowierzanie słuchaczy.

Fot. Łukasz Stańczyk

3 piętra pod ziemię

Lotnicy RAF-u pokonali wszystkie zabezpieczenia w obozie, wykopali tunele, które znajdowały się 3 piętra pod ziemią, a z których najdłuższy miał długość ponad 100 metrów. Opuścili obóz, realizując tym samym plan, który od pierwszych chwil wydawał się szalony i nie miał szans na powodzenie.

Jak udało im się tego dokonać? Bez narzędzi, bez wzbudzenia czujności strażników? Okazało się, że w przygotowaniu ucieczki pomogli im niemieccy żołnierze, którzy w zamian za papierosy czy czekolady pochodzące z paczek Czerwonego Krzyża, dostarczali im różne przedmioty lub przymykali oko na pewne rzeczy.

Kierownictwo obozu podejrzewało, że jeńcy przygotowują plan ucieczki. Mało tego, zdawało sobie sprawę, że to będzie duża rzecz. Zamiast zastraszyć jeńców, zmienić im plan dnia, ograniczyć racje żywnościowe, co przecież bardziej by „pasowało” do Niemców i zapobiec ucieczce, dowódca obozu… poprosił kierującego akcją o to, by porzucono te plany.

Prośba nie przyniosła skutku. Do spektakularnej ucieczki doszło, choć może gdyby jeńcy zdawali sobie sprawę, jakie będzie jej pokłosie, to by zmienili plany. Marek Łuszczyna opisuje ze szczegółami, jak udało się oficerom wykonać ten plan – i jakie były jego skutki. A te, jak można się domyślić, były tragiczne.

Dlaczego ta książka jest świetna?

Autor skupia się na opowieści o realizacji wielkiej ucieczki i na tym, jak duży udział w przygotowaniu tego planu mieli Polacy. Uważa, że rola Polaków nie jest odpowiednio doceniona, a ucieczka z obozu w Żaganiu została historycznie przywłaszczona przez Brytyjczyków. Jest to oś całej opowieści, która rzeczywiście wciąga czytelnika, ale moim zdaniem nie jest jedyną mocną stroną książki.

Tym, co dla mnie jest jedną z największych wartości książki, są portrety dowódców obozu Stalag Luft 3. Komendant obozu Friedrich-Wilhelm von Lindeiner-Wildau był postacią niezwykłą, szanowanym pruskim oficerem, który miał silny kręgosłup moralny. Wyznawał w życiu jasne wartości i służba w III Rzeszy, pod dowództwem szaleńców, nie zmieniła tego.

Na swoich podwładnych dobierał intelektualistów, ludzi wykształconych, którzy w całym wariactwie wojny zachowali humanizm. Potrafili oni więźniów traktować z szacunkiem i robić dla nich dużo więcej, niż od nich oczekiwano.

To dzięki portretom niemieckich żołnierzy, ta książka nabiera takiej siły nośnej. Na ich tle wyraźnie odcinają się sylwetki SS-manów, którzy przejęli kontrolę nad obozem tuż po ucieczce jeńców. Ich zezwierzęcenie i brak jakichkolwiek zasad moralnych są jeszcze wyraźniejsze i jeszcze mocniej wstrząsają czytelnikiem.

„Nocni myśliwi” Marka Łuszczyny to świetna rzecz. Plastyczna, barwna, pełna dokumentów historycznych opowieść o tym, czym dla ludzi jest wolność i dlaczego stanowi wartość najwyższą. Bardzo polecam! Dawno nie czytałam niczego tak dobrego.

Tutaj sprawdzisz cenę książki (link afiliacyjny).

Marek Łuszczyna, Nocni myśliwi

Wydawnictwo Znak, 2021

Czytaj:

„Wojenka” Magdaleny Grzebałkowskiej. O dzieciach, które wojna odarła z niewinności