Sarajewo. Rany są nadal zbyt głębokie: wojna na Bałkanach to tylko kwestia czasu?

Sarajewo. Rany są zbyt głębokie
Fot. Łukasz Stańczyk

Sarajewo. Rany są nadal zbyt głębokie Hervé Ghesquière to przerażająca książka. Francuski dziennikarz przemierzył Bośnię, by sprawdzić, czy 20 lat po wojnie kraj podniósł się z kolan. Okazało się, że Bośnia jest w ruinie, a  nacjonalizm tak samo żywy jak w 1995 roku. Chorwaci, Bośniacy i Serbowie żyją nie ze sobą, ale obok siebie. Mają odrębne szkoły, urzędy, kawiarnie. Politycy podsycają wzajemną niechęć i otwarcie mówią, że wystarczy iskra, by na Bałkanach wybuchła nowa wojna.

Dawno nie czytałam tak klarownej, przejrzystej książki. Jeśli ktokolwiek chciałby zrozumieć o co chodzi w bałkańskim kotle, powinien sięgnąć po Sarajewo. Rany są nadal zbyt głębokie. Francuski dziennikarz Hervé Ghesquière w jasny sposób opowiada o ścierających się narodach zamieszkujących byłą Jugosławię. Serbowie, Bośniacy, Chorwaci. Prawosławni, muzułmanie, katolicy. Cerkwie, meczety, kościoły. Osobne szkoły, języki (w teorii, bo w rzeczywistości są niemal identyczne), kawiarnie, urzędy. Tygiel narodów, który żyje razem, ale jednak osobno, za wszelką cenę próbując podkreślić własną odrębność.

Czytaj także: Ed Vuillamy: Patrzyłem w oczy ludobójcom. Były puste

Ghesquière obserwował wojnę na Bałkanach w 1992 roku. Widział Jugosławię konającą we krwi. Ten widok odcisnął na nim takie piętno, że po ponad 20 latach postanowił powrócić do byłej Jugosławii i sprawdzić, czy podniosła się z kolan. To zastanawiające, że dokładnie to samo mówił Ed Vuillamy, tłumacząc, dlaczego napisał Wojna umarła. Niech żyje wojna. Ghesquière przez cztery miesiące przemierzał Bośnię, zaglądając do miast i miasteczek, zamieszkałych przez wszystkie bałkańskie nacje. Rozmawiał ze starymi i młodymi ludźmi, pukał do drzwi polityków. To, co zobaczył na miejscu, wzbudziło jego przerażenie.

Bośnia jest w ruinie. W kraju brakuje pracy, perspektyw, a przede wszystkim zrozumienia. Pokój zawarty w Dayton w 1995 roku sztucznie podzielił Jugosławię. Zachodniej społeczności zależało, by żaden z narodów nie stanowił większości. Dla Europy bezpieczniejsza jest mieszanka kultur. Ghesquière pokazuje, że to spokój pozorny, nie boi się przy tym stwierdzić, że Stary Kontynent na własnej piersi hoduje żmiję.

Sarajewo. Rany są zbyt głębokie

Fot. Łukasz Stańczyk

Co go przeraziło w Bośni? Przede wszystkim ksenofobia, wzajemna niechęć, zaszczepiona już nowemu pokoleniu. Młodzi nie pamiętają wojny, a jednak nienawidzą się wzajemnie. Zamiast próbować odbudować sąsiedzkie relacje, Chorwaci, Bośniacy i Serbowie zamknęli się we własnych kręgach. Przerażającym przykładem życia obok siebie jest Mostar – miasto podzielone na wschodnią i zachodnią część. W zachodniej żyją Chorwaci, we wschodniej bośniaccy Muzułmanie. Oficjalnie nie ma żadnej linii podziału, mieszkańcy mogą swobodnie przemieszczać się z jednej części do drugiej. W rzeczywistości nikt tego nie robi, ludzie zaakceptowali ten stan rzeczy i nie próbują nawet go zmienić. Nikomu nie przyjdzie do głowy, by poszukać znajomych po drugiej stronie lub wysłać dziecko do szkoły znajdującej się na przeciwległym krańcu miasta. Straszne.

Skorumpowani politycy, próbujący utrzymać się przy władzy za wszelką cenę, nie próbują niczego zmienić.  Podsycają wzajemną niechęć, zdając sobie sprawę, że jeśli w Bośni zmieniłaby się opcja polityczna, odpowiedzieliby za wszystkie machlojki finansowe.

Wojna na Bałkanach nie tylko utopiła ten region we krwi, ale przyniosła jeszcze jeden przerażający skutek. Muzułmanie, zamieszkujący Jugosławię, nie byli mocno wierzący. Wszystko się zmieniło, gdy w Bośni rozgorzała wojna – nagle kraje arabskie przypomniały sobie, że w Europie jest spora enklawa muzułmanów. Wysłały na Bałkany islamistów, by wspomogli braci w świętej wojnie. Po 1995 roku część z nich została, próbując zaszczepić w ludziach ortodoksyjną wiarę swoich przodków. Nie do końca im się to udało, ale nie da się ukryć, że od tej pory odsetek islamistów znacząco wzrósł. Arabia Saudyjska i Turcja wytrwale pracują nad tym, by się powiększał, stosując tzw. miękką politykę – fundując meczety, szkoły, biblioteki, w których można studiować Koran.

Sarajewo. Rany są zbyt głębokie

Fot. Łukasz Stańczyk

Podróż francuskiego dziennikarza jest bardzo smutna. Wnioski nie są optymistyczne. Kilku rozmówców mówi mu wprost, że możliwa jest nowa wojna. Jeśli Europa w porę nie zareaguje, to za chwilę może być za późno. A Europa, zajęta wewnętrznym podziałem, Brexitem, imigrantami, nie ma  czasu zająć się Bośnią. Pozostaje nam się tylko modlić, żeby ta bomba z opóźnionym zapłonem nie wybuchła.

Bardzo polecam tę książkę. Jest wiele książek o Bośni, ale to chyba najlepszy reportaż, jaki czytałam, ponieważ w kompleksowy sposób opisuje stosunki narodów zamieszkujących byłą Jugosławię. Jest dobrze napisany, wzbogacony źródłowymi informacjami, wyjaśniającymi np. skąd się wzięli muzułmanie w tym regionie i dlaczego między narodami panuje taka niechęć. Jedyną rzeczą, która momentami mi przeszkadzała w lekturze, był stosunek autora do tematu. Nie ukrywa on swojego zaangażowania, nie sili się na obiektywizm. Staje po stronie skrzywdzonych (Bośniaków), żywiąc niechęć do Serbów. W książce twierdzi, że za konflikt odpowiadają obie strony, ale to Serbowie byli bardziej okrutni, wymordowali większą liczbę ludzi. W przerażający sposób opowiada również o współczesnej Srebrenicy, w której Serbowie próbują zamieść pod dywan tragedię, do której tam doszło w 1995 roku. Twierdzą, że liczba ofiar jest przesadzona, a dowódcy z pewnością nie wydali rozkazu zabijania mężczyzn. Kult Mladica i Karadżica jest tam zresztą ciągle żywy.

Sięgnijcie po tę książkę. Koniecznie.

Hervé Ghesquière, Sarajewo. Rany są nadal zbyt głębokie
Wydawnictwo Uniwersytetu Jagiellońskiego, 2017

Czytaj także: