Życie po duńsku Helen Russell: ile bym dała sobie punktów w skali szczęścia?

Życie po duńsku
Fot. Łukasz Stańczyk

Jest ciepły letni wieczór. Siedzę boso na tarasie i jem prostą sałatkę z sezonowych warzyw. Oddycham. Zapachem skoszonej trawy, rosy moszczącej się na łące. Słucham. Świerszczy, miauczenia kotów. Przed chwilą wróciłam z wycieczki rowerowej. Jechałam przed siebie, bez planu, bez poczucia czasu. Sama ze swoimi myślami. Po bezdrożach, po zagubionych gościńcach. Nie robiłam nic niezwyczajnego, a jednak czułam się szczęśliwa. Czy to właśnie jest hygge? – zapytałam samej siebie.

Życie po duńsku. Rok w najszczęśliwszym kraju na świecie Helen Russell to lekka lektura, która skłania do poważnych przemyśleń. Brytyjska dziennikarka, pracująca dla czołowych pism (m.in. „The Guardian” czy „The Times”), przeprowadza się wraz z mężem z kosmopolitycznego Londynu do maleńkiej duńskiej Jutlandii. Jej mąż dostaje tam dobrą posadę w Lego. Zmęczona życiem na najwyższych obrotach, pracą po dwanaście godzin na dobę i codziennymi nadgodzinami, postanawia zaryzykować i spróbować wiejskiego życia w odległym zakątku tego małego państwa. Przy okazji chce sprawdzić, jaką receptę na szczęście mają Duńczycy, którzy według badań są najszczęśliwszym narodem na świecie. Wnioski, do których dochodzi, zaskakują ją samą.

Po dwunastu miesiącach w Danii Helen Russell już wie, dlaczego Duńczycy są zadowoleni z życia. Chociaż nie powinni – płacą horrendalne podatki, kilka miesięcy w roku spędzają niemal w ciemnościach. I ta pogoda! Zimno, bardzo zimno. Kopenhaga tętni życiem, ale w mniejszym miasteczkach niewiele jest miejsc, do których można by się udać, by spędzić miły wieczór. Jakim cudem Duńczycy są szczęśliwi?

Po lekturze wiem, że przede wszystkim mają inną mentalność niż my. Są pokorni.  Nie przejmują się rzeczami, na które nie mają wpływu – ani pogodą, ani egipskimi ciemnościami. Takie to proste, a jakie trudne w praktyce! Podatki płacą, ponieważ wiedzą, że to z nich fundowane są żłobki, przedszkola, szkoły dla ich dzieci. Mają dobrą opiekę zdrowotną, państwo pomaga im nawet wtedy, gdy stracą pracę. Na bezrobociu przez dwa lata otrzymują zasiłek w wysokości 80 procent wynagrodzenia. I jest jeszcze jedna rzecz, która ich od nas różni. Duńczycy nikomu niczego nie zazdroszczą. Nie obnoszą się swoimi pieniędzmi, nie wywyższają. Bo mają ich mniej więcej tyle samo. Niezależnie od tego, czy pracują jako dyrektorzy w korporacjach czy jako piekarze. Wszyscy mają pięknem schludne, zadbane domki, wszyscy wiodą proste życie. I to ono daje im szczęście.

Życie po duńsku

Fot. Łukasz Stańczyk

Duńczycy żyją hygge. W zimę zamykają się w swoich pięknie urządzonych domkach i spędzają czas z rodziną. Wspólnie gotują, czytają, grają. Odpoczywają przy świecach. Spędzają razem mnóstwo czasu. W tych prostych czynnościach tkwi ich przepis na szczęście.

Helen Russell w Danii odzyskuje spokój. Wbrew swoim obawom, że jej kariera się załamie, w maleńkiej Jutlandii nabiera rozpędu. Bo ma czas na to, by pisać. Nie marnuje go w redakcjach na odbieranie telefonów, odpisywanie na maile, chodzenie na zebrania i przygotowywanie nikomu niepotrzebnych raportów. Ma wolną głowę, do której ciągle wpadają nowe pomysły. I ma wokół siebie ludzi, którzy bardzo ją inspirują.

Pochłonęłam tę książkę w dwa wieczory. Ogromnym jej plusem jest szczerość autorki. Nie kryje się ze swoimi wadami czy niewiedzą, ze swojego męża również nie tworzy bohatera. Na Danię patrzy oczami dziecka, które widzi różne rzeczy, ale ich nie rozumie i bardzo chce się dowiedzieć, jak one powstały. W kolejnych rozdziałach zastanawia się nad różnymi elementami systemu społecznego Danii. Opisuje służbę zdrowia (na własnym przykładzie), system oświaty, system opieki prorodzinnej. Zagląda wszędzie – do duńskich kuchni i łazienek, restauracji, muzeów. To wszystko okrasza wywiadami z duńskimi specjalistami, rozmowami z nowymi przyjaciółmi i własnymi przygodami. Dzięki temu tę książkę się pochłania. Bardzo podoba mi się jej system pracy – kolejne teksy powstają pod wpływem impulsu, nagłego zdziwienia czy pytania, które pojawiło się w jej głowie. To musi być wspaniałe uczucie – pisać tylko o tym, o czym się ma ochotę 😉

Polecam tę książkę jako lekką lekturę na wakacje. W ciekawej formie ujęta jest porządna dawka wiedzy o Danii i duńskim stylu życia. A odpowiadając na tytułowe pytanie, myślę, że dałabym sobie 9/10 punktów w skali szczęścia. Wygląda więc na to, że wiodę całkiem udane życie 😉 A Ty ile byś dał sobie punktów?

Helen Russell, Życie po duńsku. Rok w najszczęśliwszym kraju na świecie
Wydawnictwo Uniwersytetu Jagiellońskiego, 2017

Czytaj także: