Międzymorze Ziemowita Szczerka, czyli o tym, że z Zachodem nam źle, a bez Zachodu jeszcze gorzej

Ziemowit Szczerek, Międzymorze
Fot. Łukasz Stańczyk

Międzymorze Ziemowita Szczerka to zapis podróży autora po budzącej się ze spokojnego snu Europie Środkowo-Wschodniej. Pretekstem do przemierzania kolejnych krajów są wypełzające na powierzchnię nastroje nacjonalistyczne. Szczerek usiłuje utrwalić Europę w momencie przemian, oddać jej wzburzenie, dowiedzieć się, czy zna kierunek, w którym zmierza. Wnioski nie są optymistyczne, ale sama książka… Ach, jak ona jest napisana!

Bardzo podobają mi się wody, po których dryfuje autor. Szczerka można lubić albo nie, do mnie on przemawia. Nie zgadzam się z jego wszystkimi poglądami, ale podoba mi się sposób opowiadania historii, ten luzacki styl, przywodzący na myśl rozmowy w zadymionym, ciemnym barze nad kuflem piwa (zresztą, bardzo często w książce dokładnie w takich warunkach reporter rozmawia z bohaterami). Przemierzając kolejne kraje Europy Środkowo-Wschodniej, które mogłyby/chciałyby stworzyć koncepcję Międzymorza (bloku państw, stanowiących przeciwwagę dla Rosji), Szczerek punktuje wszystkie kompleksy, bolączki, problemy, z którymi mierzą się ich mieszkańcy. I robi to w fantastyczny sposób, prowadząc luźną rozmowę z czytelnikiem, pełną literackich i popkulturowych odniesień (m.in. do filmów „Batman” czy „Harry Potter”). Opisując swoje wrażenia, nawiązuje do współczesnych zjawisk społecznych (np. hipsterskich knajpek, w których pija się horrendalnie drogie soki czy pracy w warszawskim Mordorze na Domaniewskiej). Nie wiem, czy za dziesięć lat będą one czytelne, ale dziś czyta się to znakomicie.

Ziemowit Szczerek wyrusza w podróż po krajach Europy Środkowej i Wschodniej: Polsce, Czechach, Słowacji,  Rumunii. Odwiedza również Węgry i Niemcy, Litwę, Łotwę i Estonię, zahacza o Ukrainę i Rosję. We wszystkich tych miejscach szuka ich tożsamości, podobieństw i różnic, które sprawiają, że kraje te są od siebie odrębne. I tak wskazuje, że Czechy to małe Niemcy, centralne Węgry to mała Austria, a Słowacy to chłopi, żyjący w swoich sielskich wioskach. Polsce jest najbliżej do Rumunii (mimo że sami wolimy uważać inaczej), a Estonii do Rosji (choć usilnie twierdzi, że jest wyjątkowym narodem). Drezno i inne wschodnie miasta Niemiec to już prawdziwa Europa Wschodnia, z której mieszkańcy w pogoni za lepszym życiem uciekają na Zachód.

Ziemowit Szczerek, Międzymorze

Fot. Łukasz Stańczyk

Szczerek kopie głęboko. Czerpie z dawnej historii, opowiadając o tym, kiedy i w jaki sposób poszczególne plemiona przywędrowały do Europy. Pisze o ich historii, sieci wzajemnych wpływów i oddziaływań, bez których dzisiejsze narody nie byłyby takimi, jakimi są. Być może w ogóle by ich nie było, tak jak i krajów, które zamieszkują. Co ciekawe, w różnorodności Europejczyków, ich zamykaniu się we własnych folwarkach, autor upatruje wadę. Zjawiska, które obecnie obserwujemy w większości krajów Starego Kontynentu (dochodzenie do władzy konserwatywnej, skrajnej prawicy; antyintegracji; antyunijności), napawają go przerażeniem. Ton jego rozważań jest pesymistyczny. Szczerek nie ma złudzeń. Dzisiejsza Europa jest dla niego walącym się domkiem z kart, której los wydaje się przesądzony. Autor jedynie żywi nadzieję, że nie posypie się ona zbyt szybko.

Rozmowy z lokalsami, mieszkańcami kolejnych odwiedzanych przez niego krajów, zdają się potwierdzać jego obserwacje. Wiele narodów radykalnie skręca na prawo, usiłując odżegnać się od wszystkich unijnych zdobyczy. Na Wschodzie Bruksela kojarzy się jedynie z prawami mniejszości seksualnych, z których w mniemaniu bohaterów Zachód uczynił religię. No i z pieniędzmi – część ludzi przyznaje uczciwie, że jedyną dobrą rzeczą, którą dała Unia, były fundusze na remonty dróg, chodników, sieci kolejowych, renowacje rynków i kamienic. Lokalsi sądzą, że UE zapętliła się w swoim dążeniu do równości, otwartości i tolerancji; że teraz zjadają ją jej własne dzieci. Można się z tym zgadzać albo i nie, ale nie da się ukryć, że Europa znalazła się pod ścianą i nie bardzo wie, jak obejść tę przeszkodę. Woli więc udawać, że jej nie widzi.

Ziemowit Szczerek, Międzymorze

Fot. Łukasz Stańczyk

Szczerek opowiada również o Polsce. Słusznie wskazuje, że poza dużymi miastami, które ciągle się rozwijają i ściągają do siebie coraz więcej mieszkańców, w naszym kraju życie zamarło. Warszawa, Kraków, Gdańsk, Wrocław, Poznań, Lublin pretendują do miana miast europejskich. Ale w małych miastach i  jeszcze mniejszych miejscowościach nie ma perspektyw. Likwidowane są połączenia komunikacyjne (do granic absurdu), nie ma zakładów pracy. Nie ma pieniędzy, żeby kupować wszystkie towary, jakimi mami nas internet i telewizja. Frustracja rośnie. Ludzie nie chcą oglądać polityków z bogatej warszawki, którzy mówią, że za 6 tysięcy złotych to by nie wstawali z łóżka. Dlatego głosują na tych, którzy obiecują im zmianę, którzy wolą dostać do kieszeni 500 złotych niż słyszeć w telewizji, że odnieśliśmy sukces w negocjacjach z Brukselą. Taka to smutna prawda.

Międzymorze Ziemowita Szczerka powinno być lekturą w szkole średniej. Może powiedzieć więcej o współczesnej historii niż suche, encyklopedyczne informacje z podręczników. Jest dobrym punktem do debaty na temat naszej tożsamości, na temat europejskości, ale i polskości; kierunków, w których zmierzamy. A może zmierzamy donikąd? Może bijemy się ślepo z własnymi złudzeniami? Tak czy inaczej, warto przeczytać tę książkę, by zastanowić się, co się dzieje dookoła nas.

Ziemowit Szczerek, Międzymorze

Wydawnictwo Czarne i Wydawnictwo Agora, 2017

Czytaj także: