Wszystkie dzieci Louisa Kamila Bałuka: O ludziach, którzy powstali z samotności

Fot. Łukasz Stańczyk

Wszystkie dzieci Louisa to znakomity debiut Kamila Bałuka. Opowieść o dawcy nasienia, który spłodził ponad 200 dzieci to książka, która stawia szereg pytań o to, jak daleko możemy ingerować w naturę. To również wstrząsające studium samotności. Do mało której książki tak bardzo pasują słowa, mówiące o tym, że życie jest ciekawsze od fikcji.

Dawstwo nasienia i zapłodnienie in vitro w ogóle są świetną metaforą współczesności, w której człowiek nie nadąża za rozwojem technologicznym, do którego przecież sam doprowadził. Sztuczne zapłodnienie daje szansę bezdzietnym na urodzenie dziecka, ale niesie za sobą szereg konsekwencji prawnych, moralnych i etycznych, z którymi właściwie nie wiadomo co zrobić.

W mediach wiele razy pojawiały się opowieści o zamianach zarodków. Zdarzało się, że kobiety rodziły dzieci, z którymi biologicznie nie były spokrewnione. Były to również dzieci chore, z wadami rozwojowymi. Mimo że był to ewidentny błąd ludzki, lekarze i pielęgniarki rozkładali ręce. Zgodnie z polskim prawem matką jest ta, która rodzi. Nawet jeśli genetycznie to nie jest jej dziecko.

Historia, którą opisuje Kamil Bałuk, sięga dalej i pokazuje, jakie mogą być skutki zabawy w Boga. A są one przerażające.

Klinika z bocianem

W małej holenderskiej miejscowości Bareendecht pewien lekarz otworzył klinikę, w której chciał nieść pomoc kobietom, które nie mogły zajść w ciążę. Za pomocą słomek wstrzykiwał im więc nasienie od dawców. Zapewniał je, że są to dawcy cieszący się dobrym zdrowiem, pełni sił witalnych, wykształceni. Dawał im tzw. paszporty z pewną pulą informacji na ich temat, np. oczy niebieskie, dwoje dzieci ze związku małżeńskiego, praca w banku.

Jego metoda zapłodnienia była niezwykle skuteczna, kobiety szybko zachodziły w ciążę. Czasem wystarczała nawet do tego tylko jedna wizyta. Wieść o klinice w Bareendechcie niosła się więc po całym kraju, a doktor Jan Kaarbat był uznanym i polecanym specjalistą od niepłodności.

Kamil Bałuk, Wszystkie dzieci Louisa

Fot. Łukasz Stańczyk

A skóra ciemniała

Z czasem jednak zaczęło dziać się coś dziwnego. Skóra dzieci wychowywanych w holenderskich rodzinach nagle zaczęła ciemnieć. Gdy dzieci zaczęły dorastać, coraz częściej padały pytania, dlaczego nie są podobne do swoich rodziców. Mimo że Karbaat je od tego odwodził, część kobiet zdecydowała się powiedzieć prawdę. Zdumione dzieci ruszyły do kliniki, by dowiedzieć się czegoś więcej o swoich dawcach. I prawda wyszła na jaw.

Okazało się, że lekarz podchodził bardzo swobodnie do procedury sztucznego zapłodnienia. Jego celem była jak największa liczba ciąż. Nie zastanawiał się nad konsekwencjami etycznymi czy moralnymi. Żeby zwiększyć skuteczność zapłodnienia, mieszał nasienie od różnych dawców. Często korzystał z nasienia ciemnoskórych mężczyzn, nie wprowadzał limitów dla dawców nasienia. Mimo że oficjalnie w Holandii z jednego dawcy mogło urodzić się sześcioro dzieci, w klinice w Bareendechcie rodziło się kilkadziesiąt. Lekarz miał tak dużo nasienia, że wysyłał je za granicę. A to oznacza, że w Niemczech, Szwecji czy Danii mogło żyć kolejnych kilkadziesiąt albo kilkaset dzieci z jednego dawcy.

Czy dawca to rodzina?

Częścią takiej historii są Amanda czy Heinrich. Bohaterowie Kamila Bałuka to osoby, które nazwały się Halfies, czyli Połówki. Ich świat zmienił się w ciągu jednego dnia. Nie tylko dowiedzieli się, że mężczyźni, których uważali za ojców, nie są z nimi spokrewnieni, ale również, że w Holandii czy Europie mogą mieć nawet kilkadziesiąt braci i sióstr. Reporter opowiada o ich poszukiwaniu rodzeństwa i oddaje im głos, by mogły wybrzmieć pytania, które narodziły się w ich głowach. Czy dawcy to ich rodzina? Czy dzieci mają prawo poznać własne korzenie? Dlaczego nikt nie kontrolował liczby narodzin?

Kamil Bałuk, Wszystkie dzieci Louisa

Najsilniejszy z ludzi

Niezwykłą wartością tej książki jest to, że Kamil Bałuk dociera nie tylko do dzieci, ale również do ich biologicznego ojca. Louis to Surinamczyk, cierpiący na Zespół Aspergera. Samotny, niepotrafiący budować relacji z ludźmi, nie odczuwający empatii ani żadnych głębszych uczuć, został dawcą nasienia, ponieważ bał się, że nic po nim nie zostanie. Nie chciał, by na pogrzebie opłakiwali go obcy ludzie. Zgłosił się więc do kliniki z postanowieniem, że spłodzi największą liczbę dzieci, jaką tylko będzie mógł. Bo ten, kto ma najwięcej potomstwa, jest najsilniejszym z ludzi.

Gdy prawda wyszła na jaw i zgłosili się do niego biologiczni synowie i córki, cieszył się całą sytuacją jak dziecko. Porównywał ich twarze, powieki i nosy, zachwycał się, że mają równie słabe zęby jak on. Przedstawiał im historię rodziny, z którą nie chcieli mieć nic wspólnego. Mówił, że chciał być Stwórcą.

Dzieci przeżyły wstrząs. Ale emocje w końcu opadły, niechęć i niedowierzanie zastąpił smutek. I żal. Przed ich oczami stanął zdziwaczały starszy pan, którego do dawstwa zachęciła samotność. Gdyby nie choroba Louisa, nie byłoby ich na świecie.

Czy warto sięgnąć po tę książkę?

Wszystkie dzieci Louisa to ważna pozycja na polskim rynku non-fiction. Nie jest to reportaż literacki, ale porządny warsztatowo tekst śledczy z naddatkiem, którego szukamy we wszystkich pozycjach non-fiction. Zadaje wiele pytań, na które jak najszybciej powinniśmy znaleźć odpowiedź, by nie krzywdzić ludzi. Odkładam go na półkę w oczekiwaniu na kolejne teksty Kamila Bałuka. Dobry, mocny debiut, polecam.

Kamil Bałuk, Wszystkie dzieci Louisa

Wydawnictwo Dowody na Istnienie, 2018

Czytaj też: