Wszystkie lektury nadobowiązkowe Wisławy Szymborskiej to znakomita lektura na ciemne, jesienne wieczory. Zabawna, ironiczna, pełna ciepłego humoru. Wspaniale poprawia nastrój po ciężkim dniu!
Podchodziłam do tej książki jak pies do jeża. Przerażała mnie jej objętość – 823 strony czystego tekstu! Nie wiedziałam jak się do niej zabrać, zaczynałam i rzucałam, zniechęcona tym, co przede mną. Aż odkryłam klucz. I jak go odkryłam, tak przepadłam!
Wszystkie lektury nadobowiązkowe to zbiór felietonów, które Wisława Szymborska pisała od 1966 do 2002 roku. Noblistka publikowała je w „Życiu Literackim”, po trosze jako kontrodpowiedź, a po trosze jako uzupełnienie rubryki „Lektury obowiązkowe”, prowadzonej przez badaczy uniwersyteckich.
Nie wiem, skąd się wzięło idiotyczne przekonanie, że na urlopy należy brać książki „lekkie”. Ależ przeciwnie, te „lekkie” czyta się – jeżeli w ogóle się coś czyta – przed zaśnięciem, po pracy zawodowej i domowej, kiedy trudno już o skupienie, jakiego wymagają książki poważniejsze.
Krótkie, pełne celnych spostrzeżeń i żartów teksty są refleksjami autorki na temat odbytych lektur. A są to lektury rozmaite: antologie poezji z różnych krajów, teksty historyczne, antropologiczne, leksykony, słowniki, atlasy oraz dzieła poświęcone rozmaitym gatunkom zwierząt. Szymborska czytała Mickiewicza i Miłosza, Homera i Ksenofonta z Efezu, Thomasa Eliota, Manna, Baudelaire’a, Cohena, Kendalla, Fromma. I wiele, wiele innych nazwisk, kompletnie mi nieznanych (kto czyta poezję hiszpańską? Albo aforyzmy chińskie? Może książki o złotnictwie? Lub o tapetowaniu mieszkań?). Wachlarz zainteresowań literackich Szymborskiej naprawdę robi wrażenie!
Wszystkie lektury nadobowiązkowe jednak nie są zbiorem recenzji. Poetka nie odnosi się do treści przeczytanych książek, nie wpisuje ich w żaden kontekst, nie analizuje warstw językowych ani nie zastanawia się nad formą. Raczej opowiada o nich anegdoty. Dzieli się z czytelnikiem swoimi spostrzeżeniami, ale i wspomnieniami, związanymi z literatami. Te wspomnienia są mięsiste, pełne życia i małych skandalików. Czyta się je z zainteresowaniem 😉
Z jakiejś okazji po raz pierwszy w życiu znalazłam się w prawdziwej restauracji. Rozejrzałam się i co widzę – opodal, w towarzystwie, siedzi Czesław Miłosz i zajada kotlet schabowy z kapustą. To był cios. Wiedziałam wprawdzie, że także poeci czasami coś jedzą, ale żeby wybierali w tym celu dania tak trywialne?
Wszystkie lektury nadobowiązkowe są jedną z tych książek, których nie da się przeczytać od deski do deski. „Nie będę udawać, że przeczytałam wszystko z należytą powagą. Warto dla tomu przyjąć jakąś metodę” – napisała Szymborska o książce o mięczakach. Zgadzam się z nią w pełni 🙂 Moją metodą, kluczem, o którym wspomniałam na początku, było czytanie od końca. Książka ułożona jest chronologicznie, na końcu znajdują się najnowsze lektury. To one interesowały mnie najbardziej. Później klucz zmieniłam i szukałam refleksji na temat książek konkretnych autorów. Metody można zresztą zmieniać dowolnie, indeksów w tej pozycji jest kilka, nie ma problemu z nawigacją.
Wszystkie lektury nadobowiązkowe zawierają 562 teksty, które można podczytywać przez cały rok. Po jednym, po dwa, do poduszki, przed snem, żeby poprawić sobie nastrój albo poszukać nowych tropów. Rozmach z jakim Szymborska sięgała po lektury naprawdę robi wrażenie!