Warszawskie Targi Książki to wspaniała impreza. Mimo tłoku i ścisku, kolejek do wejścia i do stoisk, na których czekali ulubieni pisarze, warto się na nie wybrać i poczuć tę wspaniałą atmosferę. I choć wszystkie cztery dni targowe są ciekawe, sobota była wisienką na torcie, poświęconą literaturze faktu. Na Warszawskich Targach Książki spotkałam creme de la creme polskiego reportażu!
7. edycja Warszawskich Targów Książki to 850 wystawców z 29 krajów, kilkuset znanych pisarzy (w ubiegłym roku było ich 695!) spotkania z ludźmi z branży i ze świata filmu, warsztaty, dyskusje i tłumy zwiedzających.
Na Warszawskie Targi Książki na Stadionie Narodowym można było wejść z dwóch stron: od Alei Zielenieckiej, gdzie czekały na odwiedzających kiermasze tanich książek oraz od strony Wisły. Niezależnie od tego, którą stronę się wybrało, trzeba było swoje odstać w kolejce. Albo i nie 😉
Stoiska największych wystawców znajdowały się na trybunach, mniejszych – w galerii. W centralnym miejscu ustawiono kanapę literacką, na której odbywały się rozmowy ze znanymi pisarzami bądź ludźmi kultury, np. Krzysztofem Zanussim.
Po wejściu na trybuny i zerknięciu na stoiska różnych wydawców, szybko zaczęłam szukać tych, które mnie interesowały. Nie było łatwo – znani pisarze właśnie na nich podpisywali swoje książki, tworzyły się więc ogromne kolejki. Korytarz się blokował i ciężko było przecisnąć się do wybranego stoiska. Ale ponieważ to święto książek, to z tych tłumów trzeba tylko się cieszyć 😉
Na stoisku, które mnie interesowało, plątaniny kończyn nie było 🙂 Była za to obsługa z najwyższej półki – sprzedawali bowiem… Wojciech Tochman i Mariusz Szczygieł.
Od lewej Wiesław Łuka, autor wybitnego Nie oświadczam się, Mariusz Szczygieł i Wojciech Tochman. Kto nie chciałby, by reportaże pomagał mu wybrać Szczygieł lub Tochman?
Wiesław Łuka wytrwale podpisywał egzemplarze swojej książki. Na stoisku Dowodów na Istnienie mignęła mi również Julianna Jonek, redaktor naczelna wydawnictwa.
Można tam też było kupić m.in. nominowaną do Nagrody Nike Cudowną Piotra Nesterowicza. Czytałam, mocno polecam, choć na kolana rzucona nie jestem.
Głośna książka Magdaleny Grzebałkowskiej, 1945. Wojna i pokój, była mocno promowana na Warszawskich Targach Książki. Wcale mnie to nie dziwi – to naprawdę mocna rzecz (jestem w trakcie lektury).
A to jedno z moich ulubionych zdjęć z targów. Choć to nie moja dedykacja – na razie nie czuję potrzeby zbierania podpisów na swoich książkach. Grzebałkowska jednak z książki na książkę jest coraz lepsza, może więc kiedyś będę żałować, że nie stałam w kolejce 😉
Chętnych było mnóstwo. Zdziwił mnie i natchnął optymizmem widok młodziutkich dziewczynek, dźwigających ciężkie tomiszcza i wytrwale oczekujących spotkania z autorką 🙂
A to uśmiechnięta i radosna Magdalena Grzebałkowska w pełnej krasie.
Na stoisku Agory mocno promowane były najnowsze rozmowy z Hanną Krall.
Na razie Reporterka mnie nie skusiła. Pobiegłam za to do stoiska z książkami o alpinizmie. Tam ucięliśmy sobie pogawędkę z Romanem Gołędowskim i powiększyliśmy swoją kolekcję o niegdyś głośną w środowisku książkę Atak rozpaczy Artura Hajzera.
Odwiedziliśmy również stoisko Tatrzańskiego Parku Narodowego, całkiem ciekawie zrobione.
Czy warto było wybrać się na targi? Jak najbardziej, choć nie powiększyliśmy swojej biblioteczki w znaczny sposób. Nie wybieraliśmy się tam jednak z takim nastawieniem – prawda jest taka, że literaturę faktu można kupić w lepszych cenach w księgarniach internetowych. Ale Warszawskie Targi Książki dla mnie nie są jedynie miejscem, w którym można zakupić nowości, tylko tym, w którym można spotkać się z ulubionymi pisarzami i wziąć udział w różnych warsztatach. Polecam wszystkim, niestety dopiero za rok 🙂