„Sztokholm. Miasto, które tętni ciszą” to bardzo ciekawa propozycja Katarzyny Tubylewicz. Autorka od lat mieszka w Szwecji i choć zaznacza, że nie jest pewna, czy pała do nowego kraju miłością, to uczucie to widać na kartach tej książki. Jej opowieść o stolicy Szwecji jest ciepła, cicha i wciągająca. Do tego stopnia, że żal odkładać tę książkę na półkę.
Lubię, gdy książka mnie zaskakuje. Byłam w Szwecji dwa razy i nie rozkochałam się w tym kraju. Sięgnęłam po książkę Katarzyny Tubylewicz z myślą, że nie zmieni ona mojego stosunku do północnych sąsiadów. Jak bardzo się zdziwiłam, gdy już po kilkunastu stronach nie mogłam odciągnąć się od lektury!
Autorka mieszka w Szwecji od ponad 20 lat. Jej syn urodził się w tym kraju, stanowi on dla niego ojczyznę. Bardzo ciekawym pomysłem było zaproszenie go do wspólpracy i pokazanie Sztokholmu jego (fotograficznymi) oczami. Z opowieści autorki i ze zdjęć jej syna wyłania się złożona, niebanalna historia miasta, które ma mnóstwo do zaoferowania swoim mieszkańcom.
Sztokholm, który opisuje Katarzyna Tubylewicz, to nie tylko harmonijna i spokojna aglomeracja, która umożliwia Szwedom wygodne życie. To miasto, w którym pod powierzchnią kryje się wiele problemów społecznych. Mimo pozornej tolerancji, codziennością Szwedów rządzą niepisane kody społeczne. Nie przestrzegając ich, bardzo szybko narazimy się na nieprzychylne spojrzenia mieszkańców miasta (np. głośno rozmawiając w komunikacji). Autorka je odszyfrowuje, nie ukrywając przed czytelnikiem, że społeczenstwo szwedzkie nie jest tak otwarte, jak mogłoby nam się wydawać.
Czytaj:
Reportaże o Skandynawii: 7 książek o Szwecji i innych krajach skandynawskich
Sztokholm to też miasto ogromnych podziałów. Bardzo mnie to zaskoczyło, nie spodziewałam się, że Szwedzi są tak nieegalitarnym społeczeństwem. W stolicy skandynawskiego kraju wystarczy podać komuś swój adres zamieszkania, by ten człowiek wiedział o nas wszystko: poznał nasze poglądy, zarobki, pozycję społeczną, a nawet… markę samochodu. Dzielnice Sztokholmu dzielą się nie tylko ze względu na różnice finansowe (bogatsze i biedniejsze), ale również ze względu na światopogląd ich mieszkańców. W gazetach przy nazwiskach rozmówców podawany jest ich adres zamieszkania (!), który od razu określa ich status.
Katarzyna Tubylewicz snuje opowieść o Sztokholmie w bardzo osobisty sposób. Mówi też o problemach przyjezdnych, którym ciężko jest przebić się przez ścianę zbudowaną przez Szwedów. Nie nawiązują oni przyjaźni zbyt szybko, nie dopuszczają do piastowania ważnych stanowisk obcych zbyt łatwo. W Skandynawii ciężko jest zrobić karierę komuś, kto urodził się w innym kraju. Dlatego tym cenniejsze są opowieści autorki o młodych ludziach, którym się udało.
„Sztokholm” to też podróż po mieście, po bogatych dzielnicach dla elity, w których domy kosztują krocie i o przedmieściach, które zamieszkują imigranci. Na te drugie miasto nie ma pomysłu. Deweloperzy nie chcą budować tam nowych bloków, bo brakuje chętnych do kupowania lokali. Powstają strefy wykluczenia, które z roku na rok będą stanowić coraz większy problem dla władz.
Czytaj:
Top książki: zestawienia i listy najlepszych książek non-fiction
Ta książka to również podróż wstecz, do czasów, w których w stolicy istniała Klara, dzielnica, w której w wąskich uliczkach tłoczyli się artyści i rzemieślnicy. Po wojnie ważni ludzie doszli do wniosku, że nie pasuje ona do wizji miasta przyszłości. Klarę zrównano z ziemią, zniknęły wszystkie pamiątki po tej historycznej enklawie artystów. To wydaje się wręcz nieprawdopodobne, jak łatwo Szwedzom to przyszło.
Oprócz pięknej, osobistej opowieści o Sztokholmie, warte uwagi są również zdjęcia syna autorki. Podkreślają one nieoczywistość tej książki, która mimo że daleka jest od tego, by stanowić przewodnik po stolicy Szwecji, to jednak jest nim w stu procentach. Opowiada o prawdziwym życiu w tym mieście, opiewając jego piękno, ale i wszystkie bolączki i problemy. A takich wartości przecież szukamy w książkach.
Katarzyna Tubylewicz, Sztokholm. Miasto, które tętni ciszą
Wydawnictwo Wielka Litera, 2019