Prószyński i S-ka, książka to nie lodówka!

Gwarancja dobrej książki albo zwrot pieniędzy.
Gwarancja dobrej książki albo zwrot pieniędzy. Promocja Prószyński i S-ka

Kopia gwarancja albo zwrotPrószyński i S-ka wydał kryminał „Trujący ogród”. Wydawca postanowił się zainspirować reklamami ubezpieczeń samochodowych w stylu „jeśli znajdziesz tańsze, zwrócimy Ci wszystko/różnicę itp.”. Pomysł jest interesujący, nie zdradzę go więc szybko. W przypadku ubezpieczenia taki zabieg ma sens: „sądzimy, że oferujemy najtańsze na rynku, ale ponieważ błądzenie jest rzeczą ludzką, a my jesteśmy pokorni wobec klientów, gwarantujemy, że jeśli znajdą ofertę z lepszymi warunkami, odstąpimy od umowy”. Że to odstąpienie to nie takie hop siup – możemy się domyślić. Pomysł jednak ma logiczne uzasadnienie. Ale jak taki zabieg przełożyć na książki? Wymieniony wydawca nie dywagował nad tym, tylko poszedł za ciosem. Dołączył do książki naklejkę:

„Gwarancja dobrej książki albo zwrot pieniędzy. Promocja Prószyński i S-ka”.

Prószyński, chyba czując, że koncepcja jest nieco naciągana, informuje: „Akcja wydawcy ma na celu pomóc czytelnikowi w wyborze książki, a jednocześnie zagwarantować pełne zadowolenie z decyzji o jej zakupie”. Hmmm.. „pomóc w wyborze”, czyli zrobić wszystko, aby wydał pieniądze na jego książkę. Jak ma jednak zagwarantować zadowolenie z decyzji o zakupie – tego nie wiem. Chyba trafi tylko do tych, którzy się wahają w księgarni i ostatecznie wybiorą ten tytuł, myśląc: „Jeśli będzie słaby, oddam”.

Ale oddać nie jest łatwo.

Jak sprawdzić, czy to rzeczywiście dobra lektura? Powinna realizować kilka konkretnych punktów? Jakich? To, co dla jednej osoby będzie dobre, dla innej będzie złe. To normalne. Książka to nie jest rzecz, którą można wymienić, kiedy zobaczymy, że brakuje jednej z części. To nie jest pralka czy lodówka, które zwrócimy do sklepu, gdy stwierdzimy, że nie działają. Bo to nie jest towar.

Prószyński, zdając sobie sprawę, że czytelnik będzie się nad tym zastanawiał, pisze:

„Jeżeli z pewnych powodów wybrana przez nas książka nie spełni Państwa oczekiwań, gwarantujemy zwrot kosztów jej zakupu na określonych zasadach. Wystarczy przesłać do nas książkę oznaczoną
specjalną naklejką, oryginalny dowód zakupu, podać przyczynę zwrotu oraz dane niezbędne do zwrotu kosztów zakupu. Jeżeli jednak książka spodoba się Państwu – a jesteśmy przekonani, że tak będzie – chętnie prześlemy Państwu inny – równie ciekawy – tytuł z naszej aktualnej oferty wydawniczej”! Szczegóły promocji można znaleźć na stronie www.proszynski.pl”.

Ponieważ jestem ciekawa, jakie są te „pewne” powody i „określone” zasady (swoją drogą, nie ma to jak konkretny komunikat), posłusznie drepcę na stronę wydawnictwa. W boksie po lewej stronie widzę: „Gwarancja dobrej książki albo zwrot pieniędzy”. Klikam. Pojawia się dość długi tekst z podstawowymi informacjami o akcji. Wreszcie jest – widzę to, czego szukałam. Poradnik, jak dokonać zwrotu:

„Wystarczy przesłać do nas książkę oznaczoną specjalną naklejką, oryginalny dowód zakupu, podać przyczynę zwrotu oraz dane niezbędne do zwrotu kosztów zakupu. Więcej szczegółów i wzór formularza znajdą Państwo w regulaminie promocji. Zwrot książki możliwy jest tylko w ciągu 3 miesięcy od daty wydania książki, a koszty przesyłki ponosi nabywca”.

No cóż. Uzbrajam się w cierpliwość i szukam regulaminu. A tam jest już napisane, że uczestnikami promocji mogą być tylko osoby pełnoletnie, co oznacza, że nieletni są klientami, kiedy kupują książkę, ale już nie są, kiedy chcą ją zwrócić; że można wymienić tylko jedną książkę; że zwrot jest możliwy wyłącznie pod pewnymi warunkami: trzeba przesłać niezniszczoną pozycję w wyznaczonym terminie trwania promocji, dołączyć dowód zakupu oraz wypełnić formularz. Tam znajduje się magiczne pole: przyczyna zwrotu. Wreszcie! Hmmm, i koniec. Można wpisać tam cokolwiek. Skąd więc mam wiedzieć, czy mój argument trafi do wydawcy? Zastrzegł sobie w regulaminie, że oddać pozycję można z „pewnych” przyczyn. Jakich – tego już nigdzie nie ma.

Odsyłana od Annasza do Kajfasza, wykonałam te wszystkie kroki, męcząc się przy tymi niemiłosiernie. Chyba gdybym kupiła jakąś książkę i zobaczyła, ile rzeczy muszę zrobić, żeby ją oddać, zrezygnowałabym. I niestety, odnoszę wrażenie, że właśnie o to chodziło wydawcy.