Premiery w październiku. Takiej jesieni dla literatury faktu dawno nie było!

W październiku zbankrutuję albo będę nieszczęśliwym człowiekiem. Patrzę na to, jakie kąski za kilka dni wydawnictwa rzucą na rynek i oczom nie wierzę. Te nazwiska, te tytuły, czytam je sobie raz po raz, jak czekoladki smakując. I nogami przebieram z niecierpliwości i dni w kalendarzu, jak kolejne paciorki, odliczam.

Wojciech Tochman, Eli, Eli, Andrzej Muszyński, Miedza

1 października w księgarniach pojawi się Miedza Andrzeja Muszyńskiego. Młody reporter, niesłusznie ostatnio do grona 5 najciekawszych niezaliczony (to skandal, to pomyłka, „Południe” było fenomalne, do połknięcia w jeden wieczór i do trawienia przez kolejnych trzydzieści), tym razem pod lupę wziął Polskę. Jestem niezwykle ciekawa, jak mu to wyszło.

9 października na półkach (i mojej również) pojawi się Eli, Eli Wojciecha Tochmana. Pomimo tej letniej nagonki na autora, pomimo czasem mętnych i nie do końca wiarygodnych tłumaczeń z jego strony, sięgnę po tę książkę. Bo uwielbiam jego styl, wyczucie słowa i to, w jaki sposób potrafi zwalić mnie z nóg króciuteńkim, dwuwyrazowym zdaniem. Ale nie zaliczam go już do grona reporterów. A może odwrotnie, coraz częściej sądzę, że reportażu w ogóle nie ma, a to, co czytamy, jest fikcją inspirowaną prawdziwymi zdarzeniami.

Tego samego dnia premierę będzie miała Śmierć w Amazonii Artura Domosławskiego. O, ten autor to dopiero jest posądzany o mataczenie! Mimo wszystko ciekawi mnie jego nowa pozycja, może dlatego że tematyka jest taka przygodowa, dzieciństwo mi przypominająca. I z Zaginionym miastem Z nasuwa się skojarzenie, i ze Standem zdumienia Ann Pratchet. Mam wrażenie, że to może być ciekawa lektura na piątkowy, relaksujący wieczór.

Również 9 października (no i jak to wytrzymać?) będzie można kupić Nie ma ekspresów przy żółtych drogach Andrzeja Stasiuka. Lubię jego styl, lubię grę słowem, choć czasem drażni mnie natłok dygresji. Nie wiem nic o tej książce, nie znam treści, nie znam tematu – Czarne na razie skutecznie blokuje informacje. Będę czuwać.

Tydzień później, 16 października, ukaże się Trębacz z Tembisy Wojciecha Jagielskiego. Książka, reklamowana jako o p o w i e ś ć o życiu Nelsona Mandeli, nakazuje przypuszczać, że to kolejna pozycja, w której reporter pozwala sobie na swobodne budowanie fabuły. Tak też było w Wypalaniu traw, które czytało się świetnie właśnie z tego powodu, że nie była to sucha relacja. „Za opisywanie historii autor, jeden z najwybitniejszych polskich i europejskich reporterów, również płaci wysoką cenę. A z nim jego bliscy. W dalszym ciągu uważa jednak, że warto iść za głosem wolnego człowieka, za głosem Mandeli” – pisze Znak. Jak wysoką cenę zapłaciła Grażyna Jagielska, już wiemy. Przy okazji – jej styl urzeka mnie bardziej niż pisarstwo Wojciecha Jagielskiego. Miłość z kamienia to opowieść sensualna, niezwykle liryczna i krucha. Dobra lektura!

Później chwila oddechu (w sam raz na przeczytanie naszych łupów) i 23 października ukaże się Na południe od Lampedusy Stefano Liberti. To książka o afrykańskich emigrantach, „podróżnikach rozpaczy”, którzy w Europie zobaczyli mityczną krainę mlekiem i miodem płynącą i których marzenie o dobrobycie pchnęło do rozpaczliwych czynów. Zaintrygowało mnie to, a ponieważ książka dostała trzy nagrody, myślę, że warto do niej zerknąć.

Tego samego dnia pojawi się hit jesieni – Indie. Miliony zbuntowanych Vidiadhara S. Naipaula. Autor oddaje głos mieszkańcom Indii, żeby opisać ich kraj. Dziesiątki indywidualnych historii tworzą żywy portret państwa położonego nad Morzem Arabskim i Zatoką Bengalską. Przypomina mi to Prowadzącego umarłych Yiwu Liao, książkę ciekawą, choć trudną. Kupię na pewno!

Również 23 października ukaże się Smoleńsk Teresy Torańskiej, książka, którą uważała za jedną z najważniejszych w swojej karierze. Niektóre teksty były opublikowane tuż po katastrofie, inne dopiero ujrzą światło dzienne. Autorka chciała pokazać, jak wydarzenia z 10 kwietnia 2010 roku wpłynęły na Polaków i jak uwypukliły istniejące konflikty społeczne i różnice. Nazwisko autorki obliguje, więc przeczytam tę książkę, pomimo tego, że Smoleńsk w mediach pojawia się co drugi dzień.

No i czy od tylu nowości nie można dostać zawrotu głowy?