Za nami pełen emocji rok 2018. Wiele się w nim działo, za co jestem dozgonnie wdzięczna. Każde doświadczenie w jakiś sposób mnie ukształtowało. A jak podsumuję 2018 rok na blogu?
2018 rok przyniósł wiele emocji – zarówno tych pozytywnych, jak i negatywnych. Spełnił kilka moich marzeń i pozwolił przeczytać sporo dobrych książek. Mam nadzieję, że 2019 będzie równie udany pod tym względem!
W 2018 roku nie przeczytałam ogromnej liczby książek. Nie brałam udziału w wyzwaniach, nie robiłam niczego na siłę. Niespiesznie zatapiałam się w lekturach, wybierając tylko takie tytuły, na które rzeczywiście miałam ochotę. Lubię wybierać rzeczy, które zostawiają we mnie ślad.
Lubię też kontynuować tematykę, która mnie zafascynowała. W ubiegłym roku przeczytałam sporo książek o Syberii, Kresach Wschodnich czy Azji Środkowej. „Dziewczyny z Wołynia” czy „Witajcie w Polsce. Powroty Polaków z Kazachstanu” to jedne z dwóch książek, które mną wstrząsnęły w ostatnich miesiącach. Ale duże wrażenie wywarły na mnie też opowieści o wyprawach polarnych, np. „W królestwie lodu” Hamptona Sidesa. Takich zaskoczeń w literaturze poszukuję!
Upewniłam się, że wiem, czego szukam w książkach. Emocji i doznań. Piękna forma, warstwowość, głęboki przekaz – to wszystko ma dla mnie ogromne znaczenie. Jarosław Mikołajewski, Martin Caparros, Robert Macfarlane, Wojciech Jagielski – to nazwiska, na których się nie zawodzę. Zasiadam z nimi pod kocem i wiem, że pięknie spędzę czas. Nawet jeśli lektura będzie bolała.
Zrozumiałam też, że słusznie czynię, podchodząc do lektur wybiórczo. Czytam tytuły, które mnie nie rozczarowują. Wybieram autorów, którzy mają coś do powiedzenia i potrafią to przekazać czytelnikom. Sięgam po tematy, którymi jestem zainteresowana. Które mnie fascynują albo denerwują, żonglują moimi emocjami. Takie jak „Z nienawiści do kobiet” Justyny Kopińskiej czy „Dwie siostry” Asne Seierstad.
Daję szansę młodym reporterom. Lubię czytać nowe głosy, sprawdzać, na ile są samodzielne, a na ile czerpią z dokonań poprzedników. Jestem ciekawa w jaki sposób opowiadają historie moi rówieśnicy. Kamil Bałuk czy Marek Szymaniak to lektury non-fiction, które zostawiły we mnie ślad. A właśnie o to chodzi w literaturze.
Nie tracę czasu na coś, co leży poza moją sferą zainteresowań. Nie zbaczam z utartej ścieżki literatury faktu – nawet jeśli dostaję dużo interesujących propozycji z zakresu innych gatunków. Nie widzę sensu w tym, by robić coś wbrew sobie.
Nie oszukuję swoich czytelników. Nie chcę komercjalizować bloga na siłę, bo robiłabym to niezgodnie ze swoim sumieniem. Czytam też inne gatunki, ale robię to wyłącznie dla siebie. Dlatego że mam ochotę odświeżyć język, pobawić się odbiorem tekstu, obudzić w sobie inne emocje. Dlatego że mam chęć na chwilę wyjść z formy. „Zulejka otwiera oczy” to książka, która zachwyciła mnie w 2018 roku. Jedna z najlepszych, jakie przeczytałam w ostatnich miesiącach.
Czytaj:
10 książek o naturze, które warto poznać. Znasz je wszystkie?