„Pięć Stawów. Dom bez adresu” Beaty Sabały-Zielińskiej to opowieść o tym, jak powstało kultowe schronisko w Tatrach. Najwyżej położone w polskiej części Tatr, oblegane przez tatromaniaków i wspinaczy, jest miejscem magicznym, którym od dziesięcioleci zarządza jedna rodzina. I o tym, jak wygląda zarządzanie takim obiektem, opowiada ta książka.
Urzekła mnie okładka. Zobaczyłam tę książkę na wystawie maleńkiej lokalnej księgarni, którą mijam niemal każdego dnia na spacerze z wózkiem. I już wiedziałam, że muszę „Pięć Stawów” przeczytać. Można wiele mówić o tym, by nie oceniać książki po okładce, ale nie da się ukryć, że… okładki mają w sobie magiczną moc. Mogą zachęcić do lektury bądź odepchnąć – mnie ta okładka zdecydowanie przekonała.
Jak wygląda praca w schronisku?
Nie żałuję! „Pięć Stawów” Beaty Sabało-Zielińskiej to urzekająca opowieść o tym, jak powstało otoczone legendą schronisko w Dolinie Pięciu Stawów Polskich, które od dziesięcioleci prowadzi rodzina Krzeptowskich. A prowadzenie takiego obiektu jest nie lada wyzwaniem.
Trzeba mierzyć się z niewygodami, chłodem, brakiem prądu. Radzić sobie z zapewnieniem zaopatrzenia, które dowozi się na górę na rozmaite sposoby, wciąga, a czasem wnosi na plecach. Wywozić śmieci, przygotowywać stosy jedzenia i służyć pomocą turystom, którzy z roku na rok są coraz bardziej roszczeniowi. Być gotowym na nieustanną pracę właściwie od świtu do zmierzchu. I zdawać sobie sprawę, że w takim miejscu jak Stawy jest się zdanym na naturę.
Trzeba wiedzieć, którędy można chodzić, by nie spaść z grani lub nie wywołać lawiny. Mieć świadomość, jak się poruszać na szlakach, gdzie można się wspinać, a które ściany lepiej omijać; i jak bezpiecznie zjeżdżać na nartach na dół. Umieć się zachować w trakcie przypadkowego spotkania z niedźwiedziem, wiedzieć, do kiedy można chodzić po skutym lodem stawie. I mieć świadomość, kiedy można bezpiecznie wyjść na zewnątrz, a kiedy lepiej zaszyć się we wspólnej jadalni.
To wszystko nabywa się z czasem. Albo się z tym rodzi. Beata Sabała-Zielińska opowiada historię rodziny Krzeptowskich, góralskiego rodu, który od dziesięcioleci prowadzi schronisko Pięciu Stawów. Rozmawia z przedstawicielami kolejnych pokoleń rodziny, pracownikami i przyjaciółmi. Z tych opowieści wyłania się kompletny obraz Stawów jako miejsca z duszą, dla którego warto poświęcić kawał życia.
Krzeptowscy darzą ten obiekt prawdziwą miłością, którą przekazują kolejnym pokoleniom. Dzięki ich zaangażowaniu i pasji, Stawy są schroniskiem kultowym, do którego miłośnicy Tatr lgną i w którym pragną przebywać.
Czytaj:
10 najlepszych książek o górach, które musisz poznać
Czy warto sięgnąć po tę książkę?
Tę miłość do Stawów udało się oddać autorce. Książka jest bardzo wciągająca, choć momentami nierówna. Opowieści rodzinne sprzed lat o przodkach Krzeptowskich z pewnością docenią bliscy i przyjaciele, ale uczciwie napiszę, że dla kogoś z zewnątrz mogą być monotonne. Natomiast druga połowa książki to petarda – współczesną opowieść o prowadzeniu schroniska czytałam jednym tchem!
„Pięć Stawów” to też piękne fotografie, które jeszcze mocniej zachęcają do tego, by odwiedzić to miejsce. Pewne jest jedno – jeśli do tej pory Stawy były oblegane przez turystów, to po tej publikacji sytuacja jeszcze się pogorszy 😉
Polecam tę książkę wszystkim tatromaniakom i miłośnikom gór. A sama wpisuję sobie schronisko w Dolinie Pięciu Stawów jako miejsce, które koniecznie muszę niedługo odwiedzić! Po tej lekturze spojrzę na nie całkiem inaczej.
Beata Sabała-Zielińska, Pięć Stawów. Dom bez adresu
Wydawnictwo Prószyński i S-ka, 2021
Czytaj:
„Berbeka. Życie w cieniu Broad Peaku”. Kolejna świetna górska biografia