Kontener Wojciecha Tochmana: Europejczyku, potraktuj mnie jak swojego psa. Proszę

By U.S. Department of State [Public domain], via Wikimedia Commons

Szarobeżowy piasek, ciągnący się kilometrami i dziesiątki tysięcy kamieni. Do pustynnej scenerii nie pasują rzędy chrobotliwych, blaszanych baraków, nienaturalnie wciśniętych w krajobraz. Nie pasują również ludzie o burych, zmęczonych twarzach i ciężkich powiekach, pod którymi ukrywają zgaszone spojrzenia. Dodajmy – tępe spojrzenia, pozbawione jakiejkolwiek nadziei na przyszłość. Uchodźcy z Syrii, mieszkańcy obozu Zaatari doskonale wiedzą, że dla nich tej nadziei nie ma. Bo świat nie chce, żeby była.

Mruczący kot, ciepły koc, dujący wicher za oknem, brak prądu i położony na kolanach laptop z powoli wyładowującą się baterią. To mogłaby być sceneria jesiennego wieczoru w małej chatce, zagubionej gdzieś w głuszy, ale tak się złożyło, że dotyczy lipcowego popołudnia w całkiem niezłej lokalizacji. I mimo tego mogłoby to być bardzo przyjemne popołudnie, gdyby książka, o której będę pisać, niosła pozytywne przesłanie. A niesie tylko wstyd. Za siebie, za Polaków, za Europejczyków, za Amerykanów. Za to, że nie interesuje nas nic poza czubkiem własnego nosa, że jesteśmy gnuśni, apatyczni, otępiali. Po prostu dupowaci. Wojciech Tochman doskonale potrafi o tym przypominać i po jego każdej kolejnej książce jestem coraz bardziej wkurzona. I rozklekotana wewnętrznie, bo tylko on potrafi pisać tak, jakby rozcinał wnętrzności czytelnika, kawałek po kawałku, słowo za słowem, dokonując sekcji jego mózgu. By ten w końcu poczuł przejmujący ból i wreszcie cokolwiek zrozumiał w tym swoim zakutym łbie.

Kontener Wojciecha Tochmana: zapraszam cię do high life’u. Najlepszego tułaczego obozu na świecie

O tym właśnie traktuje Kontener Katarzyny Boni i Wojciecha Tochmana. Recenzji jego książek nie da się pisać bez emocji, odpłynęłam w Eli, Eli i doskonale zdaję sobie sprawę z tego, że teraz będzie tak samo. Tym razem reporter w duecie ze swoją uczennicą ze Szkoły Reportażu próbuje zainteresować ogół dziesiątkami tysięcy uchodźców z Syrii, którzy w wyniku trwającej od czterech lat wojny domowej nie mogą wrócić do domów. Właściwie nic nie mogą: uczyć się, pracować, wychowywać dzieci. Żyć też nie mogą, bo życie stało się w Syrii przywilejem, z którego mogą korzystać tylko nieliczni.

Wiosna 2011 przyniosła zmiany w wielu krajach arabskich. W Syrii wywołała wojnę, trwającą nieprzerwanie aż do dziś. W jej wyniku prawie 4 miliony ludzi musiało opuścić swoje domy. Ilu z nich już nigdy do nich nie wróci? Ilu zginęło? Ile dzieci zostało sierotami? Nikt nie jest w stanie tego policzyć.

Katarzyna Boni z Wojciechem Tochmanem udali się do Zaatari, obozu dla uchodźców z Syrii, zbudowanego w Jordanii, w którym ONZ w 2012 roku chciało zmieścić 20 tysięcy ludzi. Rok po otwarciu było ich już 140 tysięcy. Ile jest dzisiaj, nie wie nikt. Gnieżdżą się w namiotach lub blaszanych kontenerach, godzinami czekają na swoje przydziały chleba czy soczewicy. Nie mają dokąd pójść. Nie mogą na nic liczyć. Nikt ich nie chce. O nauce czy pracy mogą pomarzyć. O powrocie do domu również, bo ich domu albo już dawno nie ma, albo na miejscu czeka ich tylko śmierć. I wielu ją wybiera. Dla nich obozowa rzeczywistość – upokorzenie, marazm, bójki, konflikty, gwałty – jest straszniejsza niż śmierć. Bo Allah przecież na tamtym świecie całe to cierpienie wynagrodzi. A na tym człowiek tylko je spotęguje.

Czytaj także: Eli, Eli Wojciecha Tochmana. Biały człowieku, zlajkuj moją nędzę

Kontener Wojciecha Tochmana: życie europejskiego psa jest więcej warte niż Syryjczyka

Katarzyna Boni i Wojciech Tochman opowiadają nie tylko o największej operacji Kontener, Wojciech Tochman, Katarzyna Bonihumanitarnej w dziejach, która stała się dla świata punktem honoru. Utrzymanie tułaczego obozu w Zaatari kosztuje ONZ miliony dolarów. Musi tyle kosztować – w tej pustynnej oklejbidzie, zurbanizowanym slumsie, są ulice, targowiska, sklepy, szkoły, szpitale. Jest prąd, jest woda codziennie dostarczana wypucowanymi cysternami. Zachód się zawziął, że zapewni uchodźcom godne warunki do życia. I jakieś zapewnia, choć nie chce się przyznać, że problem go przerósł i że w gruncie rzeczy działa od dupy strony. Zajmuje się skutkiem, a nie przyczyną.  Pręży się i uśmiecha dumnie, że nie zamiótł sprawy pod ziemię, a w rzeczywistości upycha ludzi w kontenerach i barakach, panicznie bojąc się nawiązać z nimi jakikolwiek kontakt i wpuścić ich do swoich krajów. Nie mówię, że niekontrolowany napływ imigrantów byłby dobrym rozwiązaniem. Ale traktowanie Syryjczyków jak zwierząt w zoo i izolowanie ich na pustkowiach, również nim nie jest. Być może właśnie teraz, gdy Bruksela dyskutuje, ilu uchodźców wpuścić na teren UE, jest najlepszy moment na to, by się zastanowić, co można z tym zrobić.

Kontener Wojciecha Tochmana: chcecie zobaczyć śmierć mojego syna? Jest na YouTubie

Co Syryjczycy mówią Boni i Tochmanowi? Opowiadają dużo i chętnie. O zrujnowanych domach i o życiu pod ciągłym ostrzałem. O śmierci najbliższych: dzieci, małżonków, krewnych. O rozczłonkowanych zwłokach, których widok jest dla nich codziennością. O egzekucjach sąsiadów, nagrywanych telefonami i natychmiast publikowanych w social mediach. Z nadzieją, że może kogoś otrzeźwią. Może świat się zastanowi, że dzieci powinny się bawić i uczyć, a nie oglądać śmierć swoich rodziców? Może dotrze do niego, że syryjskie dzieci niczym się nie różnią od unijnych i tych oenzetowskich?

Wojenne dzieci nie mają apetytu, milczą albo krzyczą całymi dniami, krzyczą po nocach, źle śpią, boją się robaków. Białe, ale i czarne robaki kojarzą im się z trupami, których przez wiele dni nikt nie sprzątnął z drogi. Dzieci truchleją, kiedy słyszą samolot na niebie. Samolot zrzuca bomby na ludzi. Bomby ludzi kaleczą. Rozrywają na strzępy. Burzą domy. O bombach nie można zapomnieć. Ani o robakach. (…)

Zginiemy wszyscy czy tylko któreś z nas? Mama? Tata? Jeśli bomba ma zabić, niech nas hurtem porozrywa na strzępy. Najlepiej od razu – dzieci dobrze wiedzą, że śmierć jest lepsza od życia bez nóg, bez rąk, bez rodziców. Huk, dym, bryzgająca krew, latające mózgi – codzienne tematy domowych rozmów.

Kontener Wojciecha Tochmana: co robić z życiem, które nie ma sensu?

Konflikt w Syrii to kolejna wojna, z którą świat sobie nie radzi. Bo jest ich po prostu za dużo. W tej chwili już ponad 38 milionów ludzi na Ziemi żyje na uchodźstwie. To malownicza liczba, bo, nam, Polakom, bardzo łatwo jest ją sobie wyobrazić. To tak, jakby Polska przestała istnieć, a wszyscy mieszkańcy zaczęli tułać się po obcych krajach. Jak to rozwiązać? Gdzie znaleźć miejsce dla uciekinierów? Co robi w tej sprawie człowiek Zachodu? A co powinien zrobić? Czy ktokolwiek z nas zadaje sobie takie pytania?

A Syryjczycy czekają. Inne narody również. Podtykają nam pod nos swoje cierpienie, publikują w internecie śmierć swoich dzieci, szukają miękkich serc, wrażliwych dusz, przenikliwych mózgów, łapią za rękawy, zaczepiają, rozpaczają, wykrzykują daj, daj, pomóż, zainteresuj się, wczuj się, zrozum! I wiedzą, że na wzbudzenie zainteresowania mają kilkanaście sekund. Bo Europejczyk się nie zatrzymuje na dłużej, pędzi, wiecznie spóźniony, wiecznie w niedoczasie, wiecznie zaganiany, wiecznie obojętny. Skupiony na sobie, nie interesujący się niczym, poza czubkiem własnego nosa, gnuśny, apatyczny, otępiały. Po prostu dupowaty.

Kontener, Katarzyna Boni, Wojciech Tochman

Agora SA 2014