Fantazja wydawców nie zna granic

Sposoby na promocję książek
Sposoby na promocję książek
Sposoby na promocję książek

Sposoby na promocję książek

Ostatnio z zaciekawieniem obserwuję, jak wydawnictwa próbują wypromować różne książki i pozyskać nabywców. Wbrew pozorom to pasjonujące zajęcie. Niewielu by się domyśliło, ileż fantazji mają wydawcy i pracownicy marketingu! I jest w tym trochę uśmiechu, ale jest też nuta refleksji, że tak patetycznie napiszę.

Mistrzostwo numer jeden. Dom Wydawniczy Rebis, nawiązując do zainteresowania średniowieczem, na które modę wywołał Umberto Eco, wypluł ostatnio na rynek powieść sensacyjną Sekretna księga Dantego. Książka ładnie wydana, z obowiązkową zakapturzoną postacią na okładce – to zrozumiałe, potakniemy, bez tego przy takich pozycjach ani rusz. Z tyłu znajduje się informacja, że tytuł ów, debiutem będący i to najgłośniejszym we Włoszech w 2012 roku, na 10 języków został już przetłumaczony. W sieci przeczytamy, że prawa zakupili przedstawiciele z 7 krajów, ale zostawmy tę rozbieżność, nie o nią bowiem chodzi. Zresztą, być może ta książka jest przyzwoita, nie wiem, ale dopuszczam tę możliwość, bo autor jest badaczem twórczości Dantego. Zastanawiacie się już pewnie, co w tym wszystkim jest takiego ciekawego, a ja sprawę sobie z tego zdając, do sedna natychmiast przechodzę.

Otóż, książka opatrzona jest papierową przekładką, jaką dość często na różnych tytułach można znaleźć. To dodatkowy element promocji, mający podkreślić jakiś ważny przekaz. W tym wypadku przekaz jest iście… elektryzujący. Wydawnictwo dzieli się z czytelnikami – uwaga! – tajnymi informacjami:

Chcesz wiedzieć o czym będzie nowa książka Dana Browna? Przeczytaj Sekretną księgę Dantego!

Tadam! Czyżby ktoś tutaj miał zdolność przewidywania przyszłości? ^^

To oczywiste, że tytuł jest Brownopodobny, pracownicy marketingu postanowili to wykorzystać, słusznie zresztą. Zagalopowali się nieco, ale czego się nie robi, aby pozyskać klienta?

Mistrzostwo numer dwa. Niedawno trafiła do księgarń książka Mario Balotelli: Sekretny dziennik, również Rebisu, która ma odkryć całą prawdę o tym kontrowersyjnym piłkarzu, a przynajmniej tak twierdzi wydawca. Domyślam się, że fani piłki nożnej na pewno zakupią, przyznajcie zresztą: dziennik piłkarza brzmi intrygująco. Okładka fajna, kolorowa, z czerwonymi literami, którymi wymalowano nazwisko autora i tytuł. „Balotelli” – krzyczy, żebyśmy nie mieli wątpliwości, kto jest autorem tegoż dzieła. Hmmm… Po sięgnięciu do informacji prasowych rzeczywiście ich nie mamy.

* dziennik nie jest autorską książką M. Balotelliego

Takiej gwiazdki możemy dopatrzeć się na końcu artykułu. O co zatem chodzi? Zerkam do książki, bo nie wierzę. Z tyłu, pod entuzjastycznymi recenzjami, drobnym maczkiem, dopisano podobny komunikat. Grzebię w internecie, bo zastanawiam się, co to za twór. Okazuje się, że autorem tego tytułu jest niejaki Bruno Vincent, który… przełożył tekst książki z języka włoskiego na angielski. Bardzo dobrze, to kto w takim razie przełożył go z angielskiego na polski? To już zostaje tajemnicą wydawcy ^^

I teraz zastanawiam się, co o tym myśleć. Rozumiem kryzys na rynku, rozumiem walkę o klienta, ale publikowanie książek, które nie wiadomo kto napisał… to jednak oszustwo. Jeśli ktoś kupi ten tytuł, to wyłącznie ze względu na nazwisko z okładki. Gdzie tu jakaś etyka? Grupa docelowa jest inna niż w przypadku np. literatury historycznej czy pięknej – to wiadomo. I wydawca to najwyraźniej wykorzystuje. Zależy mu na masie i pewnie tę masę pozyska, bo większość może nawet nie zorientować się, że nie czyta dziennika piłkarza. Jednak to jakieś takie… źle rokujące.